czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział czwarty: Jestem przy Tobie

I to właśnie było wszystko, co chciałem słyszeć.
Trzepot skrzydeł, tak silny i obezwładniający, jak nigdy wcześniej.
Podmuchy wiatru wznosiły mnie, jak i moich pobratymców, w górę. Środek nocy sprawiał, że byliśmy niczym gwiazdy migocące na Niebie.
Echo tych dźwięków wyzwalało mnie, dając radość. Czułem się niezwyciężony. Jakby nigdy już nikt nie mógł mnie doścignąć. Blask, jaki tworzyły moje młode skrzydła oślepiał mnie, jak i tych, którzy byli daleko. Byłem silny. Czułem, że mogę wiele zmienić w hierarchii, w jakiej było mi dane stanowić silną jednostkę bitewną.
Byłem młody. Zbyt mało czasu minęło, by przestano mnie nazywać Boskim Dzieckiem.
Nie do końca rozumiałem, o co im wszystkim chodzi. Często spoglądali na mnie, jakbym coś przeskrobał, albo był im winien górę złota.
Poczułem dziwne ciepło w okolicy serca. I nagły przypływ niespodziewanej energii, która skądś biła. Zatrzymałem się, a kiedy próbowałem wyłapać miejsce, z którego ta nadzwyczajna siła pochodziła, skrzydła trzepotały wolno i miarowo.
Gdy mój wzrok przeciął dach, strop i ściany doskonale znanego mi domu, zamarłem.

Obudziła się przerażona, targana marami z sennego koszmaru, który skończył się kilka chwil wcześniej. Nieporadnie sturlała się z łóżka na zimną i twardą podłogę, by po omacku znaleźć perłowo-złoty różaniec ukryty w ostatniej szufladzie komody. Skulona, z pamiątką z komunii modliła się, myśląc o swoim zmarłym przyjacielu.
Gdy zatraciła się w powtarzaniu Wiecznego Odpoczynku, jej ciche przemyślenia przerwało pukanie do okna balkonowego. Jedno długie uderzenie, później dwa krótkie, a na końcu zaś jedno długie.
Zerwała się z piskiem na równe nogi i podbiegła do balkonu. Nie zastała niczego, poza wetkniętym między framugi jednym piórem. Takim samym jak to, które ukryła w szufladzie swojego biurka. Otworzyła okno i wychyliła się na spory taras. Miała wrażenie, że gwiazda, która świeciła na Niebie, unosiła się co chwilę. Jednak kilka sekund później zganiła się za te niedorzeczne myśli. To było przecież nierealne.
Chowając kolejne znalezisko obok tego, które od kilku dobrych dni spoczywało na dnie szuflady, przemknęło jej przez myśl, by dać znać Tomowi. Budzik pokazywał godzinę, na którą nastolatka uniosła brwi. Było kilka minut po trzeciej nad ranem, kiedy wyszła z domu, kierując swoje rozdygotane kroki w stronę pobliskiego skwerku, na którym kiedyś lubiła się wylegiwać. Usiadła pod drzewem i rozejrzała się. Pisząc krótkiego esemesa do Toma, nie wiedziała za bardzo, co się wokół niej dzieje.
Mrok i cisza obezwładniły ją do tego stopnia, że bała się otworzyć oczu. Delikatne wibracje, które przebijały się przez dresy, wystraszyły ją, ale  kiedy udało się jej przezwyciężyć panikę, chwyciła w dłonie małe urządzenie, a kiedy zobaczyła, kto dzwoni, odetchnęła z ulgą.
Nawet nie zdążyła zacząć rozmowy, jak każdy normalny człowiek, kiedy usłyszała rozzłoszczony głos blondyna po drugiej stronie słuchawki.
- Gdzie ty się do cholery podziewasz – warknął w jej stronę przez zaciśnięte zęby, był zły. Nawet nie musiała nad tym zbyt długo główkować. – Jesteś sama, prawda? Dlaczego wyszłaś bez żadnego powiadomienia? Jest środek nocy!
- Jestem w parku na skwerku. Po ukosie od domu. Zaraz bę… - nie skończyła nawet zdania, kiedy przerwał jej dźwięk zakończonej rozmowy. Westchnęła ze zrezygnowaniem, wstała i skierowała się w stronę znajomego jej miejsca.
Cadillac należący do starszego z braci stał kilka metrów od domu, spowity przygnębiającą ciemnością. Po jej ciele przeszedł dreszcz, jakby miała wrażenie, że ktoś skądś ją obserwuje.  Czym prędzej rzuciła się biegiem w stronę furtki, dotarła do drzwi i wpadła do domu. Chłopak, którego głos słyszała jeszcze kilka minut wcześniej, siedział na sofie i wbijał w nią swój wzrok. Była w szoku, gdyż spodziewała się gościa oczekującego na nią w jej własnym pokoju. Bez słowa złapała go za rękę i pociągnęła na górę. Zamknęła za nim drzwi, zapaliła światło i pokazała mu kolejny nabytek do kolekcji. Blondyn uniósł brwi i podgryzł wargę.
- To jest chore. Działo się tak kiedyś? – spojrzał na zdziwioną dziewczynę, niedbale związującą włosy w wysoki kok. – W sensie… czy spotykałaś się z taką sytuacją?
Rose zmrużyła oczy, nie do końca umiejąc przeanalizować słowa chłopaka, którego bacznie obserwowała. Wierzyła w mity, w legendy… jak i w nadprzyrodzone zjawiska i boskie stworzenia.
- Wygląda na to, że chyba mamy anioła stróża w pogotowiu – wyznał Tom, a dziewczyna wbiła w niego swój zdziwiony wzrok. – I ty wiesz, kto to jest.
Oboje wiedzieli, żadne z nich nie było aż tak głupie, by nie być w stanie się zorientować. Jednak i Rosalie, i Tom bali się przyznać to głośno.
Zacisnęła powieki ze zdenerwowaniem, starając się nie wybuchnąć płaczem. Klatki wydarzeń z przeszłości oplatały ją sznurem tak mocno, że w pewnej chwili bała się ruszyć z obawy, że odbiorą jej oddech.
Przed oczami miała pierwsze spotkanie, pierwszą szczerą rozmowę. Płacz, krzyki, awantury. Wszystkie potłuczone talerze, połamane krzesła i zdewastowane pokoje  hotelowe podczas zagranicznych wycieczek. Kłótnie o zespół, wspólnie spędzone noce, nieme wyznania, nieśmiałe uśmiechy i każdy pojedynczy dzień spędzony razem.
I choć w głębi serca brakowało jej tego wszystkiego, z czym stykała się przez długi okres swojego życia, nie oddałaby niczego, by do tego wrócić. Nauczyła się żyć z przekonaniem, że to co się stało jest tylko częścią przeszłości.
Gdy znów odważyła się otworzyć oczy miała przed sobą człowieka, który wiele zmienił w jej życiu. Osobę tak bardzo wpływową, że na skinienie palca mogłaby skoczyć z mostu, gdyby chciał. Gdzieś z tyłu głowy wiedziała, że po ostatnich przeżyciach… nic już nie odciągnie ich od siebie. Babcia powtarzała, że żeby mógł pojawić się ktoś nowy, ktoś stary musi odejść. Daniel został zastąpiony przez Toma.
Toma, który był dla niej wszystkim. Toma, który był dla niej idealny, choć przecież nikt nie jest. Człowieka, o spojrzeniu tak przeszywającym na wskroś, niczym pocisk w ramię z bliskiej odległości. Dla niej wystarczało to, że był blisko. A czuła dziwne mrowienie w każdej części swojego ciała, tak intensywne i niespodziewane, jakby obezwładniało ją od środka.
Po prostu wiedziała, że należy do niego.
I nagle pojawia się przebłysk wspomnień.

Idzie powoli szkolnym korytarzem. Jako jedna z niewielu cała ubrana na czarno. Ukrywa małe słuchawki w plątaninie ciemnych włosów, jakby w obawie, że ktoś odkryje jej tajemnicę.
Kroczy smętnie, obserwując chłopaka o czekoladowych oczach, myśląc tylko o tym, jak bardzo jest zepsuty. Kiedy mija go, ten zaszczyca ją jedynie krótkim, przerażonym spojrzeniem, jakby nie pamiętał wczorajszej, ukradkowej schadzki w altanie niedaleko domu.
Mały, smętny, dwulicowy szczurek przechodzi jej przez myśl. Odgania od siebie wspomnienie jego melodyjnego śmiechu, jak i szczerej rozmowy.
Kilka chwil później, kiedy chce wejść do damskiej szatni przed zajęciami sportowymi czuje nagłe szarpnięcie. Z uniesionymi brwiami odwraca się w stronę potencjalnego przeciwnika i czuje, jak drętwieją jej palce, kiedy napotyka brązowe tęczówki wielkich i bystrych oczu.
Traci oddech.
- Rosalie, przecież wiesz, że taki nie jestem – szepce konspiracyjnie, jakby w obawie, że słowa dotrą do niepożądanych uszu. Z jego ust wyrywa się ciche westchnienie, kiedy nastolatka odchodzi bez słowa, barykadując się w damskiej przebieralni.
Gotowa na zajęcia, w czasie oczekiwania na dzwonek, wystukuje krótkiego esemesa:
„To przestań udawać. Nienawidzę lokować swoich uczuć w niewłaściwych osobach.”
Niewiele myśląc wysyła wiadomość do Daniela, o dziwo bez troski o konsekwencje swojej pewności siebie. Wychodzi, nabuzowana energią znikąd.

Zaciśnięte powieki rozluźniły się nieznacznie, kiedy wszystkie wspomnienia zniknęły jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki. Wciąż rozpamiętując treść tamtej wiadomości, która ruszyła maszynę, odważyła się unieść skołowany wzrok na zatroskanego Toma, który wpatrywał się w nią swoim bystrym spojrzeniem.
Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech gdy uświadomiła sobie jak bardzo tamten esemes na przestrzeni czasu okazał się absurdalny.

Tak, miała rację.
Nigdy nie potrafiła lokować swoich uczuć w ludziach, którymi powinna się otaczać.
Zawsze kochała tych, którzy robili jej krzywdę.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Tom może nie okazać się tak cudowny i najlepszy, jak sobie wszystko ułożyłem.
Ale dokonałem wyboru.
Pomiędzy Billem, który naprawdę czasem nie potrafi powstrzymać języka, a Tomem, który mógłby wyrządzić jej o wiele większą krzywdę. Wyszczekany meloman kontra skory do romansów łobuz.
Czemu łobuz?
Przecież łobuzy kochają najbardziej.

Poczuła pieczenie pod powiekami. Dolna warga zaczęła przeraźliwie drżeć.
Bez słowa podeszła do gitarzysty i wtuliła głowę w jego klatkę piersiową. Potrzebowała go.
- Jestem przy tobie – westchnął, wciąż zastanawiając się, co mógłby zrobić, by poczuła się lepiej. Nienawidził uczucia bezradności.
To najgorsze, co mogło przytrafiać się w ciężkich momentach.
Takich, jak właśnie ten.


Wiem, że jest krótki.
Wiem, że stać mnie na więcej.
Ale cóż, wszystkiego dobrego w nowym roku! <3


1 komentarz:

  1. Feeling, tak długo mnie nie było. Zarówno tu, na your-first-message, jak i w całym świecie FFTH. Musisz mi wybaczyć tę zwłokę ;).
    Powiem szczerzę, że długo zbierałam się, aby zacząć tę historię. Co mnie dziwi, bo zakochałam się w Olivii i Tomie ;).
    Czytając prolog zastanawiałam się co ciekawego nam przedstawisz. Zdesperowana nastolatka, której życie nie oszczędzało i chory na psychozę chłopak. Niepowtarzalna miłość, oddanie, odpowiedzialność za drugą osobę. Idealna historia w nieidealnych realiach.
    Przedstawiasz nam historię niezwykłą, której chyba jeszcze nie było. Umierający chłopak, stający się Aniołem Stróżem, kierujący życiem nie tylko ukochanej przyjaciółki, ale również wpływa na decyzję łobuza i kobieciarza.
    Podoba mi się ta wersja Toma, wiesz? Choć z początku nie wierzyłam, że Kaulitz podejmie się tego zadania. Sądziłam, że ich spotkanie wyniknie z... przypadków losowych? Ale nie ze względu wpłynięcia na decyzje przez zmarłego Daniela. Chociaż nie wiem dlaczego wykreowałam sobie takiego bezdusznego Toma ;).
    Feeling mogłabym napisać Ci jeszcze wiele, lecz nie potrafię poskładać myśli w konkretną całość. Więc wybacz, ale na tym zakończę swój bezsensowny komentarz, z którego mam nadzieję, iż chociaż w połowie zrozumiesz jak bardzo... wstrząsnęłaś mnie tą historią.
    Życzę weny, buziaki ;))

    OdpowiedzUsuń