wtorek, 28 marca 2017

Rozdział siódmy: Na włosku.

Siedział przy stole, ukradkiem obserwując krzątającą się po pomieszczeniu brunetkę. Było bardzo wcześnie. Dochodziła szósta rano, a ona bez cienia zmęczenia przygotowywała kawę, w międzyczasie wyrabiając masę na naleśniki. Poza nimi wszyscy spali.
– Rose, stało się coś? – zapytał, przeczesując włosy. Dziewczyna odwróciła się, oblizując łyżeczkę po dżemie. Wokalista, zorientowawszy się, że przyjaciółka stoi przed nim ubrana w koszulkę jego bliźniaka i krótkie spodenki, uśmiechnął się pod nosem. – Czyżby mój przygłupi brat maczał w tym palce?
Usiadła naprzeciw młodszego Kaulitza, a głupi uśmieszek nie schodził z jej twarzy. Zarzuciła luźny warkocz na prawe ramię i uniosła barki tak, jak sam Bill miał w zwyczaju to robić, kiedy chciał uniknąć niewygodnych tematów. Czuł, że niczego z niej nie wyciągnie, a jednak mimo to miał ochotę wciąż jej się przyglądać. Pierwszy raz widział ją w takim stanie. Tak beztroską, szczerze zadowoloną i spokojną. Dzięki temu rysy jej twarzy złagodniały, przybierając bardziej dziewczęcy kształt. Wreszcie udało mu się zauważyć jej urok. Tę delikatną, ale jednak bardzo twardą część osobowości, która zapewne przyciągała Toma.
Jego brat zawsze lubił „trudne przypadki”. Kochał kobiety, tego nigdy się nie wypierał. Ale przecież można kogoś kochać, i kochać. Rosalie była jedną z tych dziewczyn, nad którymi trzeba się mocno nagłowić, by umieć wejść do jej umysłu. Wokalista zauważył, że nie ma z nią przelewek, że ona zawsze potrafiła być o kilka kroków przed nimi. Dla niej nie istniał element zaskoczenia, bo umiała myśleć strategicznie. Może i nie była trudna w obejściu, ale miała swoje zasady. Brunet wiedział jednak, że Tom był dla niej kimś, dla kogo byłaby w stanie złamać wszystkie ustalone wcześniej reguły, a jednak przez ten cały czas próbowała zachować pozory. Nie był potrzebny doktorat z psychologii, by wiedzieć jak bardzo podatna była na urok charyzmatycznego gitarzysty.
– Och, Bibi… –  zaczęła, wzdychając niczym miliony fanek, które miał okazję widzieć na tych wszystkich koncertach, kiedy mdlały, ściśnięte w pierwszym rzędzie. – Po prostu zrozumiałam pewną rzecz. Dość istotną. I wiesz, to w zasadzie dzięki tobie.
Po czym wstała, przytuliła wstrząśniętego jej wyznaniem chłopaka, i pobiegła na górę. Wokalista z konsternacją rozejrzał się po kuchni, kompletnie nie rozumiejąc zachowania brunetki.
– Wariatka, ale przynajmniej śniadania dobre robi. – mruknął pod nosem, stając przy blacie. Zgarnął dwa tosty z cheddarem i kawałek czerwonej papryki, po czym udał się na górę.

Jeden, dwa, trzy, ze skrzydeł obdarty będziesz ty!
Cztery, pięć, sześć, wracasz na ziemię i cześć!
Siedem, osiem, dziewięć, niebo żywi niechęć,
Dziesięć, jedenaście, dwanaście, jego blask już zgaście!

Przebudził się, czując na sobie czyiś wzrok. W pobliżu nie było Rosalie. Jej poduszka była już zimna, w łazience było podejrzanie cicho. Jakikolwiek ruch zdradzał jedynie otwarty balkon. Uniósł się na łokciach, i główkując nad dziwnym przeświadczeniem bycia obserwowanym, próbował dojść do siebie po ciężkiej nocy. Od czasu, kiedy dowiedział się, że rodzice się rozwodzą, nie spał tak niespokojnie.
Drzwi otworzyły się, a w progu pojawiła się Rosalie, widocznie z czegoś zadowolona. Uśmiechnęła się do niego półgębkiem i chwyciwszy telefon, wróciła na korytarz. Tom patrzył na zamknięte drzwi przez dłuższą chwilę, po czym zdecydował się efektywnie spędzić dzień. Ubierając się doszedł do wniosku, że lubi oglądać Rose taką radosną i w pewnym sensie beztroską. Tak, jakby w niektórych momentach po prostu zapominała o tych wszystkich przykrych incydentach i złych wspomnieniach, które ciągnęły się za nią od długiego czasu. Ciężko było mu się przyznać do tego przed samym sobą, ale poza swoją matką, uważał Rosalie za najsilniejszą kobietę, którą dane mu było poznać. Po cichu podziwiał ją za tą ogromną siłę woli walki. Wiedział, że gdyby on był na jej miejscu, i sprawa dotyczyłaby Billa, już dawno sam by się załamał. Istniały chwile, w których chciał mieć tak zahartowany charakter, jak ta drobna brunetka. W pewnym sensie poczuł się od niej uzależniony, bo dawała mu siłę, będąc swoistym paliwem napędowym. Zaczęła być dla niego niczym tlen.
Wychodząc z sypialni natknął się na swojego brata, który z dziwnym uśmiechem po prostu poklepał go po plecach i minął bez słowa. Gitarzysta zaczął podejrzewać, że coś w domu jest nie tak, i że jak najszybciej powinni wrócić do normalnego trybu życia, a wakacje jednak nie były aż tak dobrym pomysłem.
– Robimy coś dzisiaj? – usłyszał pytanie padające z ust swojego najstarszego przyjaciela, który skupił na nim swój wzrok, nadal moszcząc się na wielkim fotelu, o który zawsze toczyli wielkie batalie. – Nie chcę siedzieć bezczynnie.
– Mam w sumie dla was dobry pomysł. Przestaniecie się nudzić, a przy okazji sprawicie, że ja na starość będę miała co wspominać – rzuciła brunetka, wyłączając telewizor, co spotkało się z zawiedzioną miną Perkusisty, który usilnie chciał się dowiedzieć co będzie się działo w kolejnym odcinku Ekipy z New Jersey. – Jam session!
Listing zaklaskał w dłonie, zrywając się ze swojego miejsca. Tom zaś utkwił wzrok w rozanielonej Rosalie, która wyglądała tak, jakby ktoś podarował jej złotą rybkę, która potrafi spełniać życzenia.

Tak szczerze powiedziawszy, to właśnie Tom był taką złotą rybką. Sprawił, że Rosalie uwierzyła, że życie może być właśnie takie, jakie sobie wymarzyła. Miała nadzieję na to, że on, jak i reszta zespołu przyczyni się do cudu, rozwiązując jej problemy. Po części może i miała rację. Ale nie tylko oni przyczynili się do uruchomienia machiny spełniającej marzenia. Jednak by to zrozumieć, najzwyczajniej w świecie potrzebowała czasu.

Wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany, rytmicznie uderzając w struny. Nie pamiętał ostatniego razu, kiedy grał tę piosenkę. Melodia była w dużej mierze spokojna, a słowa miały jakąś nieznaną mu siłę, która powodowała spazmy płaczu u brunetki. Nastolatka siedziała skulona, obejmując ramionami kolana, a jej usta poruszały się bezgłośnie, naśladując każde z śpiewanych przez Billa słów.

Kiedy nie pozostanie już nic,
Stanę się aniołem – tylko dla Ciebie
Każdej nocy będę rozświetlać mrok
I wtedy polecimy daleko stąd
Nigdy już się nie zgubimy*

Nigdy nie widział z bliska, jak ktoś tak emocjonalnie reagował na twórczość jego zespołu. Oglądanie fanek w tłumie to jednak nie to samo, co wpatrywanie się w młodą dziewczynę, której ogromu przeżyć był bardzo świadomy. Odniósł wrażenie, jakby jej zachowanie uderzyło w niego niczym obuch; doznał wstrząsu.
Zrozumiał, że ona naprawdę go potrzebuje. Że naprawdę może być dla niej ważny, tak bezinteresownie i szczerze, jak nigdy nikomu innemu wcześniej, bo przecież w tym rozrachunku zdarzeń Bill nie miał swojego stałego miejsca. Nie spodziewał się, że doczeka momentu, w którym naprawdę uda mu się zrozumieć tych wszystkich dziewczyn, które w amoku skandowały jego imię, nierzadko zdzierając sobie gardła. A jednak. Zdołał pojąć te wszystkie dotychczas spotykane euforie. Bo miał przed sobą przypadek dziewczyny tak pokiereszowanej przez los. I dotarła do niego jeszcze jedna, najistotniejsza ze wszystkich, rzecz.
Był niezastąpiony.

Brawo, Kaulitz. Jeszcze tylko musisz pojąć, jak wielką miłością Cię darzy. I nie będziesz potrzebował niczego innego. I to ona właśnie Cię zbawi. Tak, jak i zbawiła mnie. To w sumie zabawne, by tak drobna i na pozór bezbronna osoba może mieć w sobie tyle siły, miłości i determinacji. Metodą małych kroczków zrozumiesz jak to jest kochać bez opamiętania.
Gwarantuję Ci to.

Przez kilka dni nikt nie poruszał tematu zachowania Rosalie, którego cały zespół był świadkiem w trakcie Jamu. Gdy skończyli, dziewczyna najzwyczajniej w świecie uciekła, nie pozwalając się zatrzymać. Uciekała od nich, i było to bardzo dobrze widać. Z Tomem, z którym nadal musiała dzielić sypialnię, mijała się przy każdej możliwej sytuacji. Kiedy on kładł się spać, ona wstawała, by spędzić kolejną noc siedząc na leżaku.
– Dość tego – usłyszała, gdy odpalała kolejnego papierosa. W oknie pojawił się Tom, mając na sobie jedynie powyciągane spodnie od dresu. Już chciała wstać i po prostu wrócić do domu, kiedy złapał ją za przegub i usadził z powrotem na leżaku. Zajął ten, który stał pusty i patrzył na nią wzrokiem, którego każdy się bał. Jego spojrzenie nie zniosłoby ani jednego słowa sprzeciwu. – Wszyscy śpią. Więc teraz powiesz mi o co chodzi. Nie możesz w nieskończoność udawać, że nic się nie stało albo, że cię tu nie ma. Rose, to się mija z celem.
Dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię, odgarnęła włosy i spojrzała w niebo. Było czarne, upstrzone konstelacjami gwiazd, i tymi, które w pojedynkę przyozdabiały sklepienie. Zacisnęła po chwili powieki, wciągając powietrze głęboko do płuc. Znów skuliła się niczym mała dziewczynka, dokładnie tak, jak kilka dni wcześniej. Wyglądała bardzo krucho, jakby miała zaraz rozpaść się na kawałki i obrócić w pył.

Chodź, i pomóż mi latać
Pożycz mi swoje skrzydła
Zamienię je za ten świat
Za wszystko, co mnie trzyma
Zamienię dzisiejszej nocy
Za wszystko, co mam

Nie potrafię się tu odnaleźć
Nie poznaję już samej siebie
Przyjdź i wyciągnij mnie stąd
Oddam za to wszystko**

Po okolicy rozniósł się szloch.
A on nie mógł zrobić nic więcej. Nic więcej, jak tylko pozwolić jej płakać.
Cała przyszłość stała pod znakiem zapytania.
Wszystko wisiało na włosku.



* TH - Wenn Nichts Mehr Geht
** TH - Hilf Mir Fliegen.