niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział piąty: Rysa na szkle

Kiedy usłyszała nieznośnie głośny klakson samochodu, marzyła jedynie o mordzie z niebywałym okrucieństwie na osobie, która swoimi kretyńskimi pomysłami obudziła ją o… siódmej dwadzieścia w sobotni poranek. To była pierwsza noc od dawna, kiedy pogrążyła się w błogim śnie nie myśląc o niczym. Tak, jakby ktoś po prostu wyłączył jej mózg.
- Zakrywanie się poduszką nic nie da – usłyszała stłumiony przez pierze pościeli głos swojego taty. Uniosła się na łokciach i wlepiła w niego pytające spojrzenie. – Tom czeka na dole. Powiedział, że masz kwadrans, a i tak już jesteście dokądś spóźnieni, a jakiś Jost urwie mu jaja. Wiesz o co chodzi?
Zerwała się z łóżka i z szafki zebrała notatnik w którym zapisywała wszystko, co dotyczyło zespołu. Kartkowała ostatnio zapisane strony i uniosła brew.
- Cholera! – wrzasnęła. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej pierwsze lepsze ubrania, które niezdarnie zaczęła naciągać na siebie. – Idź na dół, powiedz mu, żeby tu przyszedł. Zrób mi śniadanie! Dziś jest koncert w Essen, więc pewnie zabiera mnie tam. Jajka i tosty! Szybko, tato!
Mężczyzna uniósł ręce w geście kapitulacji i opuścił pokój. Gdy brunetka z trudem zapinała haftki stanika, do sypialni wszedł Gitarzysta, mile zaskoczony tym niecodziennym widokiem.
- Pomóż mi się spakować! – krzyknęła, wskazując stopą na łóżko. – Tam jest mała podręczna walizka. Podpisana Dani. Wyjmij ją. Już wszystko wiem!
- Nie da się ciebie zaskoczyć? – uniósł brew, kiedy rzucała w niego czym tylko popadło. Trampki, spodnie, koszulki… a nawet bielizna. – Rose, nie spoufalasz się ze mną?
- Och, zamknij się – burknęła, zauważając w jego dłoni koronkowe stringi. – Jestem ciężkim kawałkiem chleba. Uwierz mi. Daniel na początku też sobie nie radził. Ale spokojnie, jeśli wytrzymasz jeszcze miesiąc, to się przyzwyczaisz. O której powinniśmy być w Essen?
- Teoretycznie to za trzy godziny, ale na mieście są takie korki, że nie wiem, czy się wyrobimy – wytłumaczył, kiedy dziewczyna stała przed łazienkowym lustrem i myła zęby. Wolną ręką zgarniała potrzebne rzeczy do sporego kuferka, miotając się przy tym niemiłosiernie. – Wiesz, że zostajemy tam tylko na trzy dni? Bill sobie wymyślił zakupy…
- Cóż, nie dziwi mnie to. Ale… w końcu jadę z wami. Jeden fałszywy ruch, bycie w nieodpowiednim miejscu i czasie... bum! I plotki gotowe. Dlatego muszę być na wszystko przygotowana!
- Będziesz pod opieką Natalie, jeśli nie za bardzo odpowiada ci przebywanie z nami. Do tego są jeszcze dwa wywiady w telewizji, więc jeszcze nie wiem, jak to dogramy. Ledwo udało mi się namówić Davida, bym mógł cię zabrać. W końcu w dużej mierze on o wszystkim decyduje – poinstruował Muzyk, gdy wychodzili z sypialni nastolatki. Nie wiedział, co Rose tam miała poupychane wcześniej, ale mały bagaż okazał się ciężki biorąc pod uwagę jego rozmiary. Brunetka pobiegła przodem i zgarnęła w biegu dwa jajka sadzone i tosta. Mark stał w progu salonu z kilkoma torebkami śniadaniowymi.
- Zrobiłem wam coś na drogę. Nigdy nie wiadomo, kiedy zaczniecie być głodni – ogłosił, wychodząc za parą z domu. Poczekał, aż Tom włoży bagaże do wielkiego samochodu, który mu niesamowicie imponował, a jego córka usadowi się na miejscu pasażera. Przez wciąż otwarte drzwi podał dziewczynie jedzenie, by po chwili uścisnąć Gitarzyście dłoń. – Tom, opiekuj się nią.
- Jasna sprawa – Kaulitz uśmiechnął się szeroko, zajmując miejsce w fotelu kierowcy. Silnik zaczął pracować. – Damy znać, jak będziemy na miejscu.

Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się z takiego obrotu sprawy.
Rosalie w pełni zasługuje na takie traktowanie.
I wreszcie spełni kolejne marzenia.
Pozna chłopaków.
Życie za kulisami w trakcie koncertu.
Zobaczy próby i te wszystkie absurdalne sytuacje, o których wciąż mi opowiadała śmiejąc się do rozpuku, jakby faktycznie była ich świadkiem.
Robię dla niej co tylko mogę, by odepchnęła od siebie te wszystkie wyrzuty sumienia, które wciąż kłębią się w jej głowie.
Tak bardzo lubię, kiedy beztrosko się uśmiecha i cieszy z tak małych rzeczy.
Wiem, że jestem jej winien te wszystkie małe i wielkie niespodzianki.
Bo wiesz…
Rosalie kiedyś była inna. Całkiem inna niż teraz. To tak, jakby dawna Rose i ta, którą poznajesz to dwie różne osoby.
Wiem, że to wszystko zadziało się przeze mnie. To ja zamykałem jej drzwi na ludzi. Ograniczałem ją do samego końca, aż w pewnym momencie sama zaczęła się odcinać sądząc, że tak będzie lepiej.
Po prostu uzależniliśmy się od siebie.
To znaczy…
Ja uzależniłem się od niej i ją od siebie.
Jakie to wszystko jest chore…

Obserwowała obrazy migające za szybą samochodu. Jechali dość szybko, a Tom wyglądał na niebywale skupionego. Nie chciała przerywać tej słodkiej ciszy, więc pozwoliła sobie rozkoszować się nią w najlepsze. Gdzieś z tyłu dobiegał ją dźwięk podawanych wiadomości z radia, ale nawet to nie skupiło jej uwagi na tyle, by przejąć się informacjami z kraju. Nie miała potrzeby zawracać sobie niczym głowy.
Choć i tak przyszedł moment, kiedy to zaczęła analizować to, co przez ostatni czas działo się w jej życiu. Coraz lepiej radziła sobie z faktem, że Daniel odszedł. I choć wciąż czuła dziwny ciężar w sercu, kiedy tylko przywoływała jego postać, wiedziała, że mogła przygotować się do tego wszystkiego o wiele wcześniej. Daniela zastąpił Tom, co według niej graniczyło z cudem. Najbardziej cieszyło ją to, że Gitarzysta jednak jest taki, jakiego go sobie zawsze wyobrażała. Stał się tak oczywistą częścią jej codzienności, że zaczynała wątpić w to, że byłaby w stanie normalnie funkcjonować gdyby go nagle zabrakło. To utworzyłoby kolejną rysę na szkle.
- Rose, śpisz? – w pewnej chwili jej przemyślenia przerwał cichy głos, tak dobrze jej znany. Odwróciła powoli głowę w stronę zatroskanego Muzyka, który z niemałą ciekawością przyglądał się jej twarzy.
- Nie, jak widać. Przepraszam, zamyśliłam się – odparła z uśmiechem. – Gdzie jesteśmy?
-Właśnie wyjeżdżamy z Dortmund. Dotrzemy na miejsce za jakieś czterdzieści minut – odwzajemnił ten banalny gest, łapiąc się na tym, jak wiele radości mu to sprawiło. Czuł się lekko zdezorientowany przez to, jak dziewczyna – a w zasadzie jej charakter – bardzo go zmieniał.
Zaklaskała w dłonie z ekscytacji. Miała przecież poznać swoich pozostałych aniołów, choć tego najważniejszego miała już przecież przy sobie. Wciąż nie mogła uwierzyć, że jej marzenia spełniają się tak szybko, jakby jazda w samochodzie Toma Kaulitza była najbanalniejszą rzeczą na Świecie. Chociaż spędzanie z nim czasu stawało się coraz bardziej czymś naturalnym. Złapała pas bezpieczeństwa, by po chwili zacisnąć na nim swoje palce. Zaczęła się panicznie bać, że to wszystko zaraz pryśnie, jak bańka mydlana.
Nie miała pojęcia, że ktoś nad nią czuwa tak dzielnie, by nigdy nie dopuścić do takiej sytuacji.
- Rose – znów drygnęła, ściągnięta do rzeczywistości. Rozejrzała się szybko, rejestrując otoczenie. Siedziała w samochodzie pod wielką halą, a do jej uszu dochodziły wrzaski rozwścieczonego tłumu. Skupiła swój wzrok na Gitarzyście, który przewieszał przez jej szyję identyfikator na smyczy. Chwyciła plakietkę w dłonie, a na niej było logo zespołu, jej dane osobowe i napis „Tokio Hotel – special guest”.
- Dostałam wejściówkę VIP? – uniosła brew w niedowierzaniu, patrząc w oczy Muzyka. Ten tylko pokręcił przecząco głową ze śmiechem.
- Nie, Rosie. To największy koncert w Niemczech. Na ponad trzydzieści tysięcy osób. Ten identyfikator został wyrobiony specjalnie dla ciebie. Jest w nim chip, który pozwoli ci dostać się do każdego pomieszczenia na całej hali. Każdy ochroniarz wie, że ma na ciebie zwracać szczególną uwagę, kiedy zobaczy to coś. Dlatego nie możesz pod żadnym pozorem ściągać plakietki. Musi być widoczna, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo. Rozumiesz już wszystko? – zapytał, na co brunetka skinęła energicznie głową. – No, grzeczna dziewczynka. Chodź, musimy dostać się do środka. A wiesz przecież, że nie nikt nie może nas zobaczyć.
Wysiedli szybko z samochodu, a później pobiegli do wyjścia ewakuacyjnego numer trzy, by po chwili znaleźć się w garderobie zespołu.

Rozglądając się po pomieszczeniu dziewczyna poczuła się dziwnie, kiedy to trzy pary oczu skupiły się na niej. Krew odpłynęła z jej twarzy.



Jak ja lubię przerywać w tak ważnych momentach. Rozdział jest niesprawdzony, pisany rzutem na taśmę. Mam nadzieję, że pojawi się więcej niż jeden komentarz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz