Kiedy usłyszała
nieznośnie głośny klakson samochodu, marzyła jedynie o mordzie z niebywałym
okrucieństwie na osobie, która swoimi kretyńskimi pomysłami obudziła ją o…
siódmej dwadzieścia w sobotni poranek. To była pierwsza noc od dawna, kiedy
pogrążyła się w błogim śnie nie myśląc o niczym. Tak, jakby ktoś po prostu
wyłączył jej mózg.
- Zakrywanie się
poduszką nic nie da – usłyszała stłumiony przez pierze pościeli głos swojego
taty. Uniosła się na łokciach i wlepiła w niego pytające spojrzenie. – Tom czeka
na dole. Powiedział, że masz kwadrans, a i tak już jesteście dokądś spóźnieni,
a jakiś Jost urwie mu jaja. Wiesz o co chodzi?
Zerwała się z
łóżka i z szafki zebrała notatnik w którym zapisywała wszystko, co dotyczyło
zespołu. Kartkowała ostatnio zapisane strony i uniosła brew.
- Cholera! –
wrzasnęła. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej pierwsze lepsze ubrania, które
niezdarnie zaczęła naciągać na siebie. – Idź na dół, powiedz mu, żeby tu
przyszedł. Zrób mi śniadanie! Dziś jest koncert w Essen, więc pewnie zabiera
mnie tam. Jajka i tosty! Szybko, tato!
Mężczyzna uniósł
ręce w geście kapitulacji i opuścił pokój. Gdy brunetka z trudem zapinała
haftki stanika, do sypialni wszedł Gitarzysta, mile zaskoczony tym
niecodziennym widokiem.
- Pomóż mi się
spakować! – krzyknęła, wskazując stopą na łóżko. – Tam jest mała podręczna
walizka. Podpisana Dani. Wyjmij ją. Już wszystko wiem!
- Nie da się
ciebie zaskoczyć? – uniósł brew, kiedy rzucała w niego czym tylko popadło. Trampki,
spodnie, koszulki… a nawet bielizna. – Rose, nie spoufalasz się ze mną?
- Och, zamknij
się – burknęła, zauważając w jego dłoni koronkowe stringi. – Jestem ciężkim
kawałkiem chleba. Uwierz mi. Daniel na początku też sobie nie radził. Ale spokojnie,
jeśli wytrzymasz jeszcze miesiąc, to się przyzwyczaisz. O której powinniśmy być
w Essen?
- Teoretycznie
to za trzy godziny, ale na mieście są takie korki, że nie wiem, czy się
wyrobimy – wytłumaczył, kiedy dziewczyna stała przed łazienkowym lustrem i myła
zęby. Wolną ręką zgarniała potrzebne rzeczy do sporego kuferka, miotając się
przy tym niemiłosiernie. – Wiesz, że zostajemy tam tylko na trzy dni? Bill
sobie wymyślił zakupy…
- Cóż, nie dziwi
mnie to. Ale… w końcu jadę z wami. Jeden fałszywy ruch, bycie w nieodpowiednim
miejscu i czasie... bum! I plotki gotowe. Dlatego muszę być na wszystko
przygotowana!
- Będziesz pod
opieką Natalie, jeśli nie za bardzo odpowiada ci przebywanie z nami. Do tego są
jeszcze dwa wywiady w telewizji, więc jeszcze nie wiem, jak to dogramy. Ledwo udało
mi się namówić Davida, bym mógł cię zabrać. W końcu w dużej mierze on o
wszystkim decyduje – poinstruował Muzyk, gdy wychodzili z sypialni nastolatki. Nie
wiedział, co Rose tam miała poupychane wcześniej, ale mały bagaż okazał się
ciężki biorąc pod uwagę jego rozmiary. Brunetka pobiegła przodem i zgarnęła w
biegu dwa jajka sadzone i tosta. Mark stał w progu salonu z kilkoma torebkami
śniadaniowymi.
- Zrobiłem wam
coś na drogę. Nigdy nie wiadomo, kiedy zaczniecie być głodni – ogłosił,
wychodząc za parą z domu. Poczekał, aż Tom włoży bagaże do wielkiego samochodu,
który mu niesamowicie imponował, a jego córka usadowi się na miejscu pasażera. Przez
wciąż otwarte drzwi podał dziewczynie jedzenie, by po chwili uścisnąć
Gitarzyście dłoń. – Tom, opiekuj się nią.
- Jasna sprawa –
Kaulitz uśmiechnął się szeroko, zajmując miejsce w fotelu kierowcy. Silnik zaczął
pracować. – Damy znać, jak będziemy na miejscu.
Nawet nie wiesz,
jak bardzo cieszę się z takiego obrotu sprawy.
Rosalie w pełni
zasługuje na takie traktowanie.
I wreszcie
spełni kolejne marzenia.
Pozna chłopaków.
Życie za
kulisami w trakcie koncertu.
Zobaczy próby i
te wszystkie absurdalne sytuacje, o których wciąż mi opowiadała śmiejąc się do
rozpuku, jakby faktycznie była ich świadkiem.
Robię dla niej
co tylko mogę, by odepchnęła od siebie te wszystkie wyrzuty sumienia, które
wciąż kłębią się w jej głowie.
Tak bardzo
lubię, kiedy beztrosko się uśmiecha i cieszy z tak małych rzeczy.
Wiem, że jestem
jej winien te wszystkie małe i wielkie niespodzianki.
Bo wiesz…
Rosalie kiedyś
była inna. Całkiem inna niż teraz. To tak, jakby dawna Rose i ta, którą
poznajesz to dwie różne osoby.
Wiem, że to
wszystko zadziało się przeze mnie. To ja zamykałem jej drzwi na ludzi. Ograniczałem
ją do samego końca, aż w pewnym momencie sama zaczęła się odcinać sądząc, że
tak będzie lepiej.
Po prostu
uzależniliśmy się od siebie.
To znaczy…
Ja uzależniłem
się od niej i ją od siebie.
Jakie to
wszystko jest chore…
Obserwowała obrazy
migające za szybą samochodu. Jechali dość szybko, a Tom wyglądał na niebywale
skupionego. Nie chciała przerywać tej słodkiej ciszy, więc pozwoliła sobie
rozkoszować się nią w najlepsze. Gdzieś z tyłu dobiegał ją dźwięk podawanych
wiadomości z radia, ale nawet to nie skupiło jej uwagi na tyle, by przejąć się
informacjami z kraju. Nie miała potrzeby zawracać sobie niczym głowy.
Choć i tak
przyszedł moment, kiedy to zaczęła analizować to, co przez ostatni czas działo
się w jej życiu. Coraz lepiej radziła sobie z faktem, że Daniel odszedł. I choć
wciąż czuła dziwny ciężar w sercu, kiedy tylko przywoływała jego postać,
wiedziała, że mogła przygotować się do tego wszystkiego o wiele wcześniej. Daniela
zastąpił Tom, co według niej graniczyło z cudem. Najbardziej cieszyło ją to, że
Gitarzysta jednak jest taki, jakiego go sobie zawsze wyobrażała. Stał się tak
oczywistą częścią jej codzienności, że zaczynała wątpić w to, że byłaby w
stanie normalnie funkcjonować gdyby go nagle zabrakło. To utworzyłoby kolejną rysę na szkle.
- Rose, śpisz? –
w pewnej chwili jej przemyślenia przerwał cichy głos, tak dobrze jej znany. Odwróciła
powoli głowę w stronę zatroskanego Muzyka, który z niemałą ciekawością
przyglądał się jej twarzy.
- Nie, jak
widać. Przepraszam, zamyśliłam się – odparła z uśmiechem. – Gdzie jesteśmy?
-Właśnie
wyjeżdżamy z Dortmund. Dotrzemy na miejsce za jakieś czterdzieści minut –
odwzajemnił ten banalny gest, łapiąc się na tym, jak wiele radości mu to
sprawiło. Czuł się lekko zdezorientowany przez to, jak dziewczyna – a w
zasadzie jej charakter – bardzo go zmieniał.
Zaklaskała w
dłonie z ekscytacji. Miała przecież poznać swoich pozostałych aniołów, choć tego najważniejszego miała
już przecież przy sobie. Wciąż nie mogła uwierzyć, że jej marzenia spełniają
się tak szybko, jakby jazda w samochodzie Toma Kaulitza była najbanalniejszą
rzeczą na Świecie. Chociaż spędzanie z nim czasu stawało się coraz bardziej
czymś naturalnym. Złapała pas bezpieczeństwa, by po chwili zacisnąć na nim
swoje palce. Zaczęła się panicznie bać, że to wszystko zaraz pryśnie, jak bańka
mydlana.
Nie miała
pojęcia, że ktoś nad nią czuwa tak dzielnie, by nigdy nie dopuścić do takiej
sytuacji.
- Rose – znów drygnęła,
ściągnięta do rzeczywistości. Rozejrzała się szybko, rejestrując otoczenie. Siedziała
w samochodzie pod wielką halą, a do jej uszu dochodziły wrzaski rozwścieczonego
tłumu. Skupiła swój wzrok na Gitarzyście, który przewieszał przez jej szyję
identyfikator na smyczy. Chwyciła plakietkę w dłonie, a na niej było logo
zespołu, jej dane osobowe i napis „Tokio Hotel – special guest”.
- Dostałam wejściówkę
VIP? – uniosła brew w niedowierzaniu, patrząc w oczy Muzyka. Ten tylko pokręcił
przecząco głową ze śmiechem.
- Nie, Rosie. To
największy koncert w Niemczech. Na ponad trzydzieści tysięcy osób. Ten identyfikator
został wyrobiony specjalnie dla ciebie. Jest w nim chip, który pozwoli ci
dostać się do każdego pomieszczenia na całej hali. Każdy ochroniarz wie, że ma
na ciebie zwracać szczególną uwagę, kiedy zobaczy to coś. Dlatego nie możesz
pod żadnym pozorem ściągać plakietki. Musi być widoczna, żeby zapewnić ci
bezpieczeństwo. Rozumiesz już wszystko? – zapytał, na co brunetka skinęła
energicznie głową. – No, grzeczna dziewczynka. Chodź, musimy dostać się do
środka. A wiesz przecież, że nie nikt nie może nas zobaczyć.
Wysiedli szybko
z samochodu, a później pobiegli do wyjścia ewakuacyjnego numer trzy, by po
chwili znaleźć się w garderobie zespołu.
Rozglądając się
po pomieszczeniu dziewczyna poczuła się dziwnie, kiedy to trzy pary oczu
skupiły się na niej. Krew odpłynęła z jej twarzy.
Jak ja lubię przerywać w tak ważnych momentach. Rozdział jest niesprawdzony, pisany rzutem na taśmę. Mam nadzieję, że pojawi się więcej niż jeden komentarz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz