poniedziałek, 24 października 2016

Rozdział szósty: Ratuj mnie!

Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak dobrze jest patrzeć na uśmiechniętą Rose. Kiedy jej wielkie i bystre oczy cieszą się z każdej, nawet najmniejszej rzeczy.
Ze spokojem obserwowałem, jak każdego wieczoru kładła się spać, otulona szeptem głosu Toma, który za wszelką cenę starał się poświęcić jej choć chwilę swojego czasu.

Całą grupą wypadli o świcie z wielkiego SUV-a, którego prowadził rozochocony Gitarzysta. Georg, rechocząc głośno, wyciągnął z tylnej kieszeni spodni dwie wsówki do włosów, by po chwili naprostować je w dłoniach.
- Jesteś pewien, że jej rodziców nie ma w domu? – zapytał Perkusista, robiąc miejsce w bagażniku, który w większości był wypchany załadowanymi po brzegi pakunkami młodszego z bliźniaków. – Bill, czy ty zabrałeś ze sobą całą garderobę?
Czarnowłosy, wyraźnie urażony uwagą przyjaciela, fuknął jak panienka, po czym odpalił szybko żółtego Camela w swoich ustach.
- Nie panikuj, stary. Wylecieli na Bahamy na trzy tygodnie. Matka Daniela ma się nią opiekować. Ale wszyscy wszystko wiedzą, jeszcze potrafię myśleć – Tom popukał się pięścią w czoło, głupkowato marszcząc brwi w stronę brata.
- Jeszcze chwilę – wysapał niestrudzenie najstarszy z chłopaków, co chwilę zdmuchując z czoła wpadające mu kosmyki włosów. Kilka sekund później drzwi ustąpiły z cichym stęknięciem, uchylając się delikatnie. – Zapraszam do środka.
Weszli, skradając się po cichu. Każdy, z wyjątkiem Toma rozglądał się po wnętrzu, widocznie zafascynowani faktem, że dziewczyna dysponuje wielkim domem; domem, który wprost dopraszał się o imprezę życia. Gitarzysta chwycił brata za ramię i konspiracyjnie skinął głową w stronę schodów. Dwaj najchudsi i najwyżsi członkowie zespołu skierowali się na piętro, zostawiając sekcję rytmiczną składu bez jakiegokolwiek nadzoru.
Kilkanaście minut później ładowali dwie walizki i bagaż podręczny w postaci jedzenia do samochodu, a starszy Kaulitz wyprowadzał Rose z domu, nie przejmując się tym, że dziewczyna broni się przed nim z całych sił.
- Nie mogliśmy jechać sami? – zapytała cicho, kiedy przypinał ją pasami. – Nie wiem jeszcze, do czego są zdolni. – mruknęła, kiwając głową w tył, jakby miała na myśli przyjaciół swojego przyjaciela. Lub kimkolwiek Tom dla niej był.
- Do wszystkiego. Ale spokojnie, obiecali dać ci spokój – blondyn spojrzał z powątpiewaniem na grupkę za swoimi plecami, sadowiąc się na miejscu kierowcy.
Droga ciągnęła się w nieskończoność, szczególnie dwójce ludzi siedzących z przodu pojazdu. Brunetka westchnęła żałośnie, kiedy tył samochodu ucichł. Sięgnęła torebkę, i grzebiąc w niej zawzięcie, szukała czegoś, co poprawiłoby jej humor. Z samego dna wyciągnęła czarną płytę, którą pomachała Tomowi przed oczami. Uniósł na nią pytający wzrok, po czym uśmiechnął się pod nosem zauważając, że nastolatka próbuje ukryć pod palcami logo jego zespołu. Potaknął głową bez słów, a dziewczyna wsunęła płytę w odtwarzacz.
Wenn Nichts Mehr Geht rozlewała się po wnętrzu auta, usypiając siedzącą w fotelu Rose. Z ułożoną pod głową bluzą Gitarzysty usypiała powoli, kiedy zapadał zmrok. Młody, nie do końca ukształtowany głos Billa zamroczył ją, przez co odpłynęła na dłuższą chwilę.

Gdzieś w tle docierały do niej dźwięki składające się na kolejne piosenki zespołu, kiedy nagle pojawiła się na środku wielkiej, zaciemnionej hali. Rozglądała się wokół, próbując dostrzec cokolwiek. Siłą woli uciszyła muzykę, by skupić się na jakichkolwiek bodźcach, które skierowałyby ją do wyjścia.
Skowyt przedarł ciszę panującą w ogromnym pomieszczeniu, a kiedy hałas nasilił się, pobiegła w tamtą stronę. Skręcając szybko w lewo, dotarła do wielkich, lekko uchylonych drzwi, przez które wydostawało się nikłe światło.
- Jeszcze nie skończyliśmy z tobą, mały – usłyszała lodowaty głos, który przyprawił ją o mdłości. Nagle postać wyszła z pomieszczenia, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi tak, jakby jej tam wcale nie było.
Nasłuchiwała jeszcze przez dłuższą chwilę, nasłuchując głosów, które poświadczyłyby o tym, że w pokoju jest jeszcze ktoś inny. Nie dotarło do niej nic więcej, poza cichym skomleniem i słodkim, prawie mdlącym zapachem.
Oddychając ciężko przełamała się, wpadając z impetem do pokoju. Poczekała chwilę, przyzwyczajając wzrok do światła, po czym odważyła się rozejrzeć po pomieszczeniu. Stara żarówka zwisała z sufitu, oświetlając niegdyś zielone ściany. Na podłodze stała szklanka wody tak przeraźliwie brudnej, że nigdy w życiu nie odważyłaby się w niej zamoczyć chociaż koniuszek języka.
Stopy. W zaciemnionym kącie tylko i wyłącznie widać było stopy, które udało jej się zauważyć. Ze świstem nabrała haust powietrza w płuca, po czym wykonała kilka niepewnych kroków w tamtą stronę. Prawie widziała twarz kulącej się osoby, kiedy powiew wiatru o mało nie powalił jej do tyłu. Panujący w kącie półmrok rozdarło światło, którego pochodzenia nie znała. Chwilę później ujrzała twarz postaci, a serce jakby zamarło jej w piersi.
Chłopak był łudząco podobny do człowieka, którego tak doskonale znała. Łzy napłynęły jej do oczu, kiedy wpatrywała się w oblicze tak znajomej osoby.
- Daniel? – wydukała słabo, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. – To ty?
Uniósł się, stając wyprostowany. Choć twarz była znajoma, fizycznie się zmienił. Jego włosy świeciły złotem, tęczówki przybrały kolor lawendy, a ciało było niesłychanie muskularne. Uśmiechnął się nieśmiało; dokładnie tak, jak to zapamiętała. Kochała ten delikatny grymas tak bardzo, że aż zakuło ją w piersiach.
- Rose, to tylko sen – westchnął. – Nie powinnaś była tu wchodzić.
Nastolatka posłała mu pytające spojrzenie, którego naporu nie mógł wytrzymać. Podszedł do niej, delikatnie muskając palcami zagłębienie jej obojczyka. Poczuła niesłychanie mocny prąd; siłę, która przyciągała ją do niego. Czuła, że wszystko, co się wokół niej dzieje, nie powinno się wydarzyć.
- To prawda. Moja prawda. Jestem na Ziemi i to wszystko jest realne. Ale to Twój sen, więc ten facet cię nie widział – przestał, kiedy chciała o coś zapytać. Jednak jej usta wykrzywiły się w rybie usta, nabrała powietrza, i jednak zamilkła. – Jesteśmy połączeni, a ja myślałem o tobie, więc się tu pojawiłaś, kiedy zasnęłaś. Nie może cię tu być. Musisz się obudzić.
- Nie chcę się budzić, nie teraz – wychlipała, wczepiając się w ciało przyjaciela. Kiedy sięgnęła za plecy chłopaka, poczuła coś twardego, i aksamitnego zarazem. Światło za chłopakiem znów rozbłysło, a jej oczom ukazały się wielkie, majestatyczne skrzydła, a Rose zapomniała, jak się oddycha. – Jesteś…
- Twoim aniołem stróżem – uśmiechnął się, gładząc jej policzek, ciągle mokry od ciężkich łez. – Tak. Więc jestem teraz tutaj z tobą. Ale nie możesz o tym nikomu powiedzieć, bo cię stracę, rozumiesz? Nie umarłem, a przynajmniej moja dusza była żywa, dlatego po części wyglądam jak ja, ale nie do końca. Rosalie, obudź się już. To nie jest ostatni raz, kiedy się widzimy.
- Kocham cię. Zawsze cię kochałam… błagam, ratuj mnie…- wyznała cicho, odsuwając się od niego nieznacznie.
- Do zobaczenia niedługo, Rosie.

Obudziła się, targana różnorakimi emocjami. Zachłysnęła się powietrzem, czując dziwny paraliż senny. Otworzyła oczy, czując dziwne zamroczenie. Wciąż siedziała w samochodzie, jednak nigdzie nie jechali. Odpięła szybko pas. Odwracając się do tyłu. Na kanapie siedział tylko Bill, który wciąż twardo spał. Muzyka z jej płyty sączyła się z głośników tak cicho, jakby kilkanaście kilometrów za nią. Rozejrzała się po terenie i westchnęła z ulgą, kiedy zrozumiała, że samochód stoi na stacji benzynowej, tuż obok dystrybutora na olej napędowy. Dotarł do niej dźwięk otwieranej klapki baku, po czym paliwo wpływało do zbiornika. Odsunęła szybę i wychyliła się przez nią, obserwując skupionego na tankowaniu Gitarzystę.
- Już nie śpisz? – zapytał, spoglądając na dziewczynę. – Chyba coś ci się śniło, bo się rzucałaś jak cholera.
Brunetka spuściła z żalem wzrok, starając się nie rozpłakać. Wciąż pamiętała sposób, w jaki Daniel na nią patrzył, jego głos i dotyk, jakby był blisko; istniał naprawdę. Opierając się o zagłówek fotela, wciąż biła się z myślami, nie do końca mogąc uwierzyć, że to wszystko, co widziała, czuła i doświadczyła, było naprawdę. Zapięła się pasami, kiedy reszta przyjaciół wsiadła do samochodu, wtulając twarz w bluzę blondyna, który z niepokojem zezował w jej stronę co jakiś czas.
Auto gwałtownie skręciło w prawo, wjeżdżając w polną drogę. Gitarzysta jechał powoli, w międzyczasie sprzeczając się z siedzącym za nim Basistą; Georg jak zawsze upierał się przy tym, by zająć największą sypialnię z balkonem i osobną łazienką.
- Ale ja śpię z Rose, więc jej należy się osobna łazienka, więc zamknij jadaczkę, bo cię zaraz wysadzę – zagroził Tom, wprawiając w osłupienie cztery pozostałe osoby siedzące w samochodzie. Spojrzał na zszokowaną brunetkę, po czym puścił w jej stronę perskie oko, uśmiechając się głupkowato.
Stała na balkonie, paląc papierosa. Westchnęła cicho, bijąc się z myślami. Z jednej strony nie mogła powiedzieć Gitarzyście, co się stało w trakcie jej krótkiej, ale jakże przejmującej drzemki… jednak z drugiej, wciąż chciała wykrzyczeć mu wszystko, czego się dowiedziała.
Odwróciła się z wolna w stronę pokoju, gdzie przy nikłym świetle lampki nocnej spał niczego nieświadomy Tom. Zacisnęła mocno powieki i wyrzuciła niedopałek gdzieś w przestrzeń za sobą. Wpełzła do środka, usadowiła się na fotelu i opierając głowę na oparciu, poddała się myślom. Czuła, że tej nocy już nie zaśnie.

Wokalista wlepił wzrok w stojącą koło niego dziewczynę. Brunetka opierała się ciężko o kuchenny blat, próbując zalać wrzątkiem herbatę. Jej trzęsące się ręce były tak widoczne, że przechwycił od niej gorący czajnik, by zaparzyć esencję. Po chwili ich spojrzenia skrzyżowały się, a dziewczyna już wiedziała, że nie wywinie się od odpowiedzi na zadane jej pytania.
- Nie spałam zbyt dobrze – wyjaśniła cicho, próbując wyciągnąć z lodówki jogurt. Ziewnęła przeciągle, pociągnęła nosem i chwytając łyżeczkę, kontynuowała. – Szczerze mówiąc, ani na chwilę nie zmrużyłam oka. To wszystko mnie przeraża.
Usiedli we dwójkę przy drewnianym stole pod oknem, a każde z nich raczyło się napojem z własnego kubka. Spoglądali po sobie nieśmiało, a Rosalie była wdzięczna Billowi za to, że nie naciskał. Wokalista doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo traumatyczne przeżycia towarzyszyły młodej dziewczynie, która siedziała naprzeciw niego. Może inni nie zwracali na to zbytnio uwagi, ale on już na pierwszy rzut oka dostrzegł, jak bardzo zniszczone i wycieńczone jest jej ciało. Kilka bruzd na czole zdradzało, że miała na głowie wiele zmartwień, a zaczerwienione oczy i poszarzała skóra utwierdzały go w przekonaniu, że nieprzespanych nocy miała na swoim koncie więcej, niż osoba cierpiąca na depresję.
Dziewczyna westchnęła, zdobywając się na odrobinę odwagi.
- Bill, czy Tom robi ze mnie ofiarę losu? – uniosła na Muzyka pusty wzrok, a kiedy zauważyła, że chłopak nie za bardzo rozumie znaczenia jej słów, postanowiła kontynuować swój wywód. – Mam na myśli to, że jest taki pomocny, jakby…musiał.
Chłopak zacisnął wargi w cienką linię, nie do końca wiedząc, co może, a czego nie powinien powiedzieć. Po kilku głębokich oddechach, i przemyśleniu wszystkich za i przeciw, zmusił się do wyjawienia chociaż części tajemnicy.
- Oboje doskonale wiemy, że Tom jest dobrym człowiekiem. I mimo wszystko jest bardziej czuły na ludzką krzywdę niż którykolwiek z nas. Przeżył bardzo to wszystko, co stało się z twoim przyjacielem, chociaż nie przyzna się do tego głośno. Zależy mu na tobie, chociaż tego też jawnie nie powiedział. Ale widać to po sposobie, w jaki na ciebie patrzy. Tak, jakbyś miała mu zaraz zniknąć; rozpłynąć się w powietrzu czy przelecieć przez palce. Musi coś w tobie być, bo on nigdy nie zachowywał się w ten sposób w stosunku do jakiejkolwiek innej dziewczyny. A kto jak kto, ale ja swojego brata znam – wydusił niemal szeptem, jakby bał się, że ktoś przyłapie go na największej zbrodni świata.

Mogłem niemal dotknąć szczęścia, którym emanowała Rose. Słyszałem szybkie bicie jej serca, które wciąż przyspieszało. To jak zależność. Więcej słów, szybszy puls. Chyba uleczył ją tymi słowami. A przynajmniej ukoił ból na tyle, by przestała choć na chwilę postrzegać świat poprzez pryzmat mojej osoby.
Od dawna nie czułem się tak szczęśliwy.

Niemal bezszelestnie zamknęła za sobą drzwi sypialni, którą dzieliła z Gitarzystą. Chłopak wciąż spał, nieświadomy jej obecności. Usiadła na fotelu niedaleko łóżka, i podkulając nogi, przyglądała się Muzykowi tak, jakby wciąż nie mogła uwierzyć w to, że wszystko, co ją dzięki niemu spotkało, jednak było realne.
Leżał na brzuchu, obejmując jedną z poduszek. Między kolanami ściskał kołdrę, jakby plącząc się w niej. Pochrapywał cicho, z lekko rozchylonymi ustami. Porozrzucane dredy wyglądały niczym ośmiornica, a Rose zaśmiała się pod nosem.
Czując pod powiekami piekące łzy, zrozumiała, że jest najszczęśliwszą dziewczyną, której dane było stąpać kiedykolwiek po ziemi. Z wielką gulą w gardle podeszła do swojej strony łóżka i ułożyła się na materacu.
Ścierając kilka słonych kropel, które jednak uroniła, poczuła ogromną potrzebę przyznania się do największej swojej słabości, która jednak okazała się być jej mocą.

- Kocham cię, Tom – wyszeptała, gładząc Muzyka po lekko zarośniętym policzku. Zwinąwszy się w kłębek poczuła się lżejsza o kilka lat cierpień. Tak, jakby to wyznanie było swego rodzaju oczyszczeniem…

3 komentarze:

  1. JAK JA TESKNILAM! NAWET TEGO SOBIE NIE WYOBRAŻASZ! Czytając na początku nie wiedziałam co i jak. Musiałam najpierw wrócić do wcześniejszych rozdziałów i sobie odświeżyć pamięć. Ale już wszystko wiem.
    Wiem i... chce kolejny ❤
    Pozdrawiam Attentionth

    OdpowiedzUsuń
  2. JAK JA TESKNILAM! NAWET TEGO SOBIE NIE WYOBRAŻASZ! Czytając na początku nie wiedziałam co i jak. Musiałam najpierw wrócić do wcześniejszych rozdziałów i sobie odświeżyć pamięć. Ale już wszystko wiem.
    Wiem i... chce kolejny ❤
    Pozdrawiam Attentionth

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam właśnie całego Twojego bloga.. i proszę, pisz jeszcze, to najlepsze co ostatnio czytałam <3

    OdpowiedzUsuń