Siedział przy stole, ukradkiem
obserwując krzątającą się po pomieszczeniu brunetkę. Było bardzo wcześnie.
Dochodziła szósta rano, a ona bez cienia zmęczenia przygotowywała kawę, w
międzyczasie wyrabiając masę na naleśniki. Poza nimi wszyscy spali.
– Rose, stało się coś? – zapytał,
przeczesując włosy. Dziewczyna odwróciła się, oblizując łyżeczkę po dżemie.
Wokalista, zorientowawszy się, że przyjaciółka stoi przed nim ubrana w koszulkę
jego bliźniaka i krótkie spodenki, uśmiechnął się pod nosem. – Czyżby mój
przygłupi brat maczał w tym palce?
Usiadła naprzeciw młodszego
Kaulitza, a głupi uśmieszek nie schodził z jej twarzy. Zarzuciła luźny warkocz
na prawe ramię i uniosła barki tak, jak sam Bill miał w zwyczaju to robić,
kiedy chciał uniknąć niewygodnych tematów. Czuł, że niczego z niej nie
wyciągnie, a jednak mimo to miał ochotę wciąż jej się przyglądać. Pierwszy raz widział
ją w takim stanie. Tak beztroską, szczerze zadowoloną i spokojną. Dzięki temu
rysy jej twarzy złagodniały, przybierając bardziej dziewczęcy kształt. Wreszcie
udało mu się zauważyć jej urok. Tę delikatną, ale jednak bardzo twardą część
osobowości, która zapewne przyciągała Toma.
Jego brat zawsze lubił „trudne
przypadki”. Kochał kobiety, tego nigdy się nie wypierał. Ale przecież można kogoś
kochać, i kochać. Rosalie była jedną
z tych dziewczyn, nad którymi trzeba się mocno nagłowić, by umieć wejść do jej
umysłu. Wokalista zauważył, że nie ma z nią przelewek, że ona zawsze potrafiła
być o kilka kroków przed nimi. Dla niej nie istniał element zaskoczenia, bo
umiała myśleć strategicznie. Może i nie była trudna w obejściu, ale miała swoje
zasady. Brunet wiedział jednak, że Tom był dla niej kimś, dla kogo byłaby w
stanie złamać wszystkie ustalone wcześniej reguły, a jednak przez ten cały czas
próbowała zachować pozory. Nie był potrzebny doktorat z psychologii, by
wiedzieć jak bardzo podatna była na urok charyzmatycznego gitarzysty.
– Och, Bibi… – zaczęła, wzdychając niczym miliony fanek,
które miał okazję widzieć na tych wszystkich koncertach, kiedy mdlały,
ściśnięte w pierwszym rzędzie. – Po prostu zrozumiałam pewną rzecz. Dość
istotną. I wiesz, to w zasadzie dzięki tobie.
Po czym wstała, przytuliła
wstrząśniętego jej wyznaniem chłopaka, i pobiegła na górę. Wokalista z
konsternacją rozejrzał się po kuchni, kompletnie nie rozumiejąc zachowania
brunetki.
– Wariatka, ale przynajmniej
śniadania dobre robi. – mruknął pod nosem, stając przy blacie. Zgarnął dwa
tosty z cheddarem i kawałek czerwonej papryki, po czym udał się na górę.
Jeden, dwa, trzy, ze skrzydeł
obdarty będziesz ty!
Cztery, pięć, sześć, wracasz na
ziemię i cześć!
Siedem, osiem, dziewięć, niebo żywi
niechęć,
Dziesięć, jedenaście, dwanaście,
jego blask już zgaście!
Przebudził się, czując na sobie
czyiś wzrok. W pobliżu nie było Rosalie. Jej poduszka była już zimna, w
łazience było podejrzanie cicho. Jakikolwiek ruch zdradzał jedynie otwarty
balkon. Uniósł się na łokciach, i główkując nad dziwnym przeświadczeniem bycia
obserwowanym, próbował dojść do siebie po ciężkiej nocy. Od czasu, kiedy
dowiedział się, że rodzice się rozwodzą, nie spał tak niespokojnie.
Drzwi otworzyły się, a w progu
pojawiła się Rosalie, widocznie z czegoś zadowolona. Uśmiechnęła się do niego
półgębkiem i chwyciwszy telefon, wróciła na korytarz. Tom patrzył na zamknięte
drzwi przez dłuższą chwilę, po czym zdecydował się efektywnie spędzić dzień.
Ubierając się doszedł do wniosku, że lubi oglądać Rose taką radosną i w pewnym
sensie beztroską. Tak, jakby w niektórych momentach po prostu zapominała o tych
wszystkich przykrych incydentach i złych wspomnieniach, które ciągnęły się za
nią od długiego czasu. Ciężko było mu się przyznać do tego przed samym sobą,
ale poza swoją matką, uważał Rosalie za najsilniejszą kobietę, którą dane mu
było poznać. Po cichu podziwiał ją za tą ogromną siłę woli walki. Wiedział, że
gdyby on był na jej miejscu, i sprawa dotyczyłaby Billa, już dawno sam by się
załamał. Istniały chwile, w których chciał mieć tak zahartowany charakter, jak
ta drobna brunetka. W pewnym sensie poczuł się od niej uzależniony, bo dawała
mu siłę, będąc swoistym paliwem napędowym. Zaczęła być dla niego niczym tlen.
Wychodząc z sypialni natknął się na
swojego brata, który z dziwnym uśmiechem po prostu poklepał go po plecach i
minął bez słowa. Gitarzysta zaczął podejrzewać, że coś w domu jest nie tak, i
że jak najszybciej powinni wrócić do normalnego trybu życia, a wakacje jednak
nie były aż tak dobrym pomysłem.
– Robimy coś dzisiaj? – usłyszał
pytanie padające z ust swojego najstarszego przyjaciela, który skupił na nim
swój wzrok, nadal moszcząc się na wielkim fotelu, o który zawsze toczyli
wielkie batalie. – Nie chcę siedzieć bezczynnie.
– Mam w sumie dla was dobry pomysł.
Przestaniecie się nudzić, a przy okazji sprawicie, że ja na starość będę miała
co wspominać – rzuciła brunetka, wyłączając telewizor, co spotkało się z
zawiedzioną miną Perkusisty, który usilnie chciał się dowiedzieć co będzie się
działo w kolejnym odcinku Ekipy z New
Jersey. – Jam session!
Listing zaklaskał w dłonie,
zrywając się ze swojego miejsca. Tom zaś utkwił wzrok w rozanielonej Rosalie,
która wyglądała tak, jakby ktoś podarował jej złotą rybkę, która potrafi
spełniać życzenia.
Tak szczerze powiedziawszy, to
właśnie Tom był taką złotą rybką. Sprawił, że Rosalie uwierzyła, że życie może
być właśnie takie, jakie sobie wymarzyła. Miała nadzieję na to, że on, jak i
reszta zespołu przyczyni się do cudu, rozwiązując jej problemy. Po części może
i miała rację. Ale nie tylko oni przyczynili się do uruchomienia machiny
spełniającej marzenia. Jednak by to zrozumieć, najzwyczajniej w świecie
potrzebowała czasu.
Wpatrywał się w nią jak
zahipnotyzowany, rytmicznie uderzając w struny. Nie pamiętał ostatniego razu,
kiedy grał tę piosenkę. Melodia była w dużej mierze spokojna, a słowa miały
jakąś nieznaną mu siłę, która powodowała spazmy płaczu u brunetki. Nastolatka siedziała
skulona, obejmując ramionami kolana, a jej usta poruszały się bezgłośnie,
naśladując każde z śpiewanych przez Billa słów.
Kiedy nie pozostanie już nic,
Stanę się aniołem – tylko dla Ciebie
Każdej nocy będę rozświetlać mrok
I wtedy polecimy daleko stąd
Nigdy już się nie zgubimy*
Nigdy nie widział z bliska, jak
ktoś tak emocjonalnie reagował na twórczość jego zespołu. Oglądanie fanek w
tłumie to jednak nie to samo, co wpatrywanie się w młodą dziewczynę, której
ogromu przeżyć był bardzo świadomy. Odniósł wrażenie, jakby jej zachowanie
uderzyło w niego niczym obuch; doznał wstrząsu.
Zrozumiał, że ona naprawdę go
potrzebuje. Że naprawdę może być dla niej ważny, tak bezinteresownie i
szczerze, jak nigdy nikomu innemu wcześniej, bo przecież w tym rozrachunku
zdarzeń Bill nie miał swojego stałego miejsca. Nie spodziewał się, że doczeka
momentu, w którym naprawdę uda mu się zrozumieć tych wszystkich dziewczyn,
które w amoku skandowały jego imię, nierzadko zdzierając sobie gardła. A jednak.
Zdołał pojąć te wszystkie dotychczas spotykane euforie. Bo miał przed sobą przypadek
dziewczyny tak pokiereszowanej przez los. I dotarła do niego jeszcze jedna,
najistotniejsza ze wszystkich, rzecz.
Był niezastąpiony.
Brawo, Kaulitz. Jeszcze tylko
musisz pojąć, jak wielką miłością Cię darzy. I nie będziesz potrzebował niczego
innego. I to ona właśnie Cię zbawi. Tak, jak i zbawiła mnie. To w sumie
zabawne, by tak drobna i na pozór bezbronna osoba może mieć w sobie tyle siły,
miłości i determinacji. Metodą małych kroczków zrozumiesz jak to jest kochać
bez opamiętania.
Gwarantuję Ci to.
Przez kilka dni nikt nie poruszał
tematu zachowania Rosalie, którego cały zespół był świadkiem w trakcie Jamu. Gdy
skończyli, dziewczyna najzwyczajniej w świecie uciekła, nie pozwalając się zatrzymać.
Uciekała od nich, i było to bardzo dobrze widać. Z Tomem, z którym nadal
musiała dzielić sypialnię, mijała się przy każdej możliwej sytuacji. Kiedy on
kładł się spać, ona wstawała, by spędzić kolejną noc siedząc na leżaku.
– Dość tego – usłyszała, gdy odpalała
kolejnego papierosa. W oknie pojawił się Tom, mając na sobie jedynie
powyciągane spodnie od dresu. Już chciała wstać i po prostu wrócić do domu,
kiedy złapał ją za przegub i usadził z powrotem na leżaku. Zajął ten, który
stał pusty i patrzył na nią wzrokiem, którego każdy się bał. Jego spojrzenie
nie zniosłoby ani jednego słowa sprzeciwu. – Wszyscy śpią. Więc teraz powiesz
mi o co chodzi. Nie możesz w nieskończoność udawać, że nic się nie stało albo,
że cię tu nie ma. Rose, to się mija z celem.
Dziewczyna zacisnęła usta w cienką
linię, odgarnęła włosy i spojrzała w niebo. Było czarne, upstrzone
konstelacjami gwiazd, i tymi, które w pojedynkę przyozdabiały sklepienie. Zacisnęła
po chwili powieki, wciągając powietrze głęboko do płuc. Znów skuliła się niczym
mała dziewczynka, dokładnie tak, jak kilka dni wcześniej. Wyglądała bardzo
krucho, jakby miała zaraz rozpaść się na kawałki i obrócić w pył.
Chodź, i pomóż mi latać
Pożycz mi swoje skrzydła
Zamienię je za ten świat
Za wszystko, co mnie trzyma
Zamienię dzisiejszej nocy
Za wszystko, co mam
Nie potrafię się tu odnaleźć
Nie poznaję już samej siebie
Przyjdź i wyciągnij mnie stąd
Oddam za to wszystko**
Po okolicy rozniósł się szloch.
A on nie mógł zrobić nic więcej. Nic
więcej, jak tylko pozwolić jej płakać.
Cała przyszłość stała pod znakiem
zapytania.
Wszystko wisiało na włosku.
* TH - Wenn Nichts Mehr Geht
** TH - Hilf Mir Fliegen.